Sayan (okolice Ubud)

10/06/2009

Postanowilismy skorzystac z propozycji LP i wybralismy jedna z tras spacerowych przez nich opisana - do pobliskiej wioski Sayan. Dzisiaj znowu zar leje sie z nieba wiec nie bylo latwo. Mega spoceni pokonalismy kilka gorek i dotarlismy do wioski artystycznej bohemy. Punktem kulminacyjnym mial by hotel Sayan Terrace z przepieknym widokiem na doline!!!! Naprawde dla tego widoku warto bylo sie az tak spocic ;) Z tarasu tego hotelu widac w oddali 5 gwiadkowy hotel 'Four Seasons' z basenem na skraju przepasci!!! Ale nocleg tam duzo za duzo przekracza mozliwosci naszego budzetu bo to wydatek rzedu, bagatela, 570$/noc!!! W restauracji wypilismy zimna (!) cole, popodziwialismy widoki i ruszylismy w gore wioski do punktu, w ktorym koncza swoja przygode zwolennicy raftingu. Trzeba bylo pokonac setki schodow w dol by dotrzec do rzeki i pokonac niezmordowanych sprzedawcow (gdzie ich nie ma!) by potem odpoczac nad brzegiem rzeki Ayung. Urocze miejsce ;)
Obesrwujac splywajace do bazy pontony sami nabralismy ochoty na rafting ;) ale cena juz nie na nasza kieszen ;) Moze innym razem.

Tu Kacu ;)

Wracajac wlasnie z tego "spaceru" chcielismy zapytac sie o ceny raftingu. Podeszlismy do jednej z budek tzw "informacji turystycznych" no i oczywiscie koles zaczyna, ze NORMALNA (haha) cena to 68$/osobe, ale on da nam fantastyczna znizke. 400tys rp (40$) za osobe. W tym momencie wiedzielismy, ze nas tak czy siak nie stac wiec Sztanderka zaczela isc w strone centrum Ubud. A mnie czlowien dalej molestowal, po 5 min doszlismy do 25$/osobe i mysle, ze jeszcze z 5$ by upuscil bo mial przeciez "special agreement" z organizatorami. Tak czy siak na sama koncowke dla nas to bylo za duzo. Tylko samo to targowanie zaczelo juz mnie meczyc. Podaja ceny 8 razy wyzsze niz one powinny byc w rzeczywistosci i gadasz, gadasz, gadasz az dochodzisz do NORMALNEJ ceny dla nas. Po drodze postanowilismy zakupic jeszcze kilka upominkow dla ziomow wiec zaszlismy na targ. Tam dalszy ciag irytacji z mojej strony. Naprawde juz sie wkurzylem jak koles za kawalek badziewnego kamyka chce 5$. A mi w tym upale nie chce sie schodzic z cena do 1$ (nie wiem czy to w ogole tyle bylo warte). I tak wszedzie. Babcia przy wejsciu na targ za 2 snake fruity (cena balijska to ok 10tys rp za kilogram) chciala od nas 20 tys rupii za 2 owoce wazace pewnie ze 100gram!!! Mowie jej, ze dam jej 2 tys. Ona "ok, ok" ale widac, ze nic nie rozumie. Daje jej 2 tys a ona wielce obrazona wyrzucila te pieniadze :)) Kilka metrow dalej kupilismy te same owoce za 3tys co i tak wg mnie jest zdzierstwem. To samo opowiadali nam spotkani Polacy (www.jedziemydookola.pl) kiedy to w jednym miejscu kisc bananow kupowali za 3tys a w innym chcieli od nich 15tys! Ostatecznie w miare jestesmy zadowoleni z zakupow ;) Choc na calosc nie starczylo cierpliwosci ;) Jutro ciag dalszy tylko sil musimy nabrac ;)

Po drodze pomiedzy raftingiem a Ubud na Jalan Sanggingan od strony polnocnej idac w strone Neka Museum trafilismy do Simple Warung. Myslelismy,ze damy rade dojsc do Dewa Warung, ale to jest na drugim koncu miasta patrzac z tej strony. Bylismy coraz bardziej bez sil a miejsce wygladalo calkiem przyjemnie. Jak czesto tutaj bardzo mila obsluga, miejsce widac, ze nowe. Proste i przyjemne. Ceny raczej niskie choc of kors wieksze niz w Dewa. Za 20tys rp (2$) wzielismy sobie danie dnia (sroda) Ketupat Sayur. Byla to zupa o smaku curry z duuuza iloscia warzyw, naprawde smacznym kurczakiem (tutaj to wyjatkowa sytuacja ;) ), jajkiem i chrupkami ryzowymi (krakersami?). Bylo pysznie!! Zupa dosc ostra ale nie taka, ze oczy wyskakuja z orbit - kilka razy kaszlnelismy ale dalo sie jesc ;) Ogolnie jedzenie naprawde pyszne i gdyby nie bylo to tak daleko to pewnie jutro na lunch tez tam bysmy wpadli ;) Razem zaplacilismy 5$ za dwie osoby - jedzenie+woda+cola.

Na tej samej ulicy jest tez dobra "meksykanska" knajpa Nacho Mama, ale tam ceny sa juz raczej wyzsze. Za obiad trzeba liczyc pewnie gdzies z 10$. Wszystko jednak smaczne no i warte polecenia!

Ogolnie Ubud pod wzgledem cen jest bardzo zroznicowane. Mozna znalezc hotel za 8$ za dwie osoby/noc (my placimy 9$ i jest w miare ok, tylko zimna woda jest NAPRAWDE ZIMNA!!), mozna spac w 5* za ponad 500$. To samo z jedzeniem - w Dewa Warung mozna zjesc obiad z napojem/sokiem za 15tys rp (1,5$) a mozna tez wrzucic cos na zab za 20$. Wczoraj poszlismy do Tutmak Cafe (Kopi Warung) gdzie za 2 gorace czekolady, ciasto cynamonowe (pyszne!) i brownie zaplacilismy 8$. Chwile pozniej poszlismy na kolacje gdzie zamowilismy zupe, smazone noodle, 8 szaszlyczkow kurczakowych w sosie sate i browar (duzy 0,6l) zaplacilismy 5$ z czego 2$ to browar ;) z pewnoscia jedzenie za 1$ jest lepsze od naszych budek przydworcowych ;) choc pewnie w podobnych warunkach jedzenie jest przygotowywane ;)

Dzisiaj tez zanieslismy nasze rzeczy do pralni. Rzeczy w ktorych kapalem sie w oceanie (koszulka i spodenki) w czasie naszej podrozy byly w reklamowce. Dzisiaj naprawde ciezko bylo otworzyc ten worek. Nawet pani w pralni nie wytrzymala i zrobila dosc krzywa mine ;))) miejmy nadzieje, ze moja koszulke Toon Army Poland da sie uratowac ;)

The end.
Sztondi i Kacu

0 Comments:

Post a Comment




 

Copyright 2006| Blogger Templates by GeckoandFly modified and converted to Blogger Beta by Blogcrowds.
No part of the content or the blog may be reproduced without prior written permission.